Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 21 lipca 2014

Alkohol? Narkotyki? A może League of Legends?

Uzależnienie to nabyta silna potrzeba wykonywania jakiejś czynności lub zażywania jakiejś substancji.

Niech moja historia będzie przestrogą... chociaż kto uzależniony od gier czyta blogi.

17 lipca 2011 roku poznałem ją. Na początku wydawała się trudna, niedostępna, wymagająca czasu i uwagi. Nie wiedziałem, czy jestem gotowy na taki związek, ale były wakacje, postanowiłem zaryzykować. Zakochałem się bardzo szybko, nie wiem kiedy to się stało i już tylko o niej myślałem, wypełniała mój cały czas, poznałem jej zasady, powoli uczyłem się z nią obchodzić. Bywały dni, gdy spędzałem z nią po 12 godzin dziennie, wspólne śniadania, obiady, kolacje a nawet noce. Powoli zacząłem zapoznawać z nią moich znajomych i im też się spodobała, co mnie bardzo ucieszyło. Mogłem spędzać czas z nią i z naszymi przyjaciółmi, wydawało mi się że wszystko jest w porządku i jest to zdrowa relacja... do czasu. Nastał moment kiedy ona stała się ważniejsza od moich przyjaciół, wracałem wcześniej z imprez aby móc się nią nacieszyć, czasami w piątkowe popołudnia odmawiałem sobie piwa w wyborowym towarzystwie dla przebywania z nią mimo, iż często mnie denerwowała. Nie była idealna, wiedziałem o tym, ale nie potrafiłem tego przerwać. Nie wierzyłem kiedy mówili, że jestem od niej uzależniony, nie chciałem w to wierzyć. Test z historii? OK! Po pół godzinie czytania dalej nic nie zapamiętałem, bo chciałem być przy niej... na szczęście zdałem, a przez kolejne wakacje nasz związek odżył. Wydawałem na nią coraz więcej pieniędzy. Trwało to do 23 grudnia 2013. Zostawiłem ją. Znajomi byli zaskoczeni, jedni gratulowali mi odwagi, część zachęcało do powrotu do mej świeżo upieczonej ex. Nie załamałem się, w styczniu sprzedałem wszystko co mi się z nią kojarzyło. W kwietniu, tuż przed maturami znowu dostrzegłem w niej mą drugą połówkę, lecz tym razem podszedłem do tego związku zachowawczo, nie angażowałem się na 100% i mogłem dostrzec jej największe wady, na początku lipca, niemal 3 lata od pierwszego spotkania postanowiłem zakończyć rozdział mojego życia poświęcony jej - GRZE League of Legends. Zawsze pozostanie w moim sercu. 

Nikomu nie życzę takiego uzależnienia, to jedno z niewielu, gdzie możesz stracić przyjaciół, przy tym tuczysz się przed monitorem, wpieprzasz fast foody i... jest Ci z tym dobrze! Byłem ZJEBEM, przepraszam.


Kiedyś byłem wybitnym introwertykiem i lubiłem spędzać czas sam ze sobą niekoniecznie sadząc nowe drzewa (pozdro dla kumatych). Wtedy to najważniejszymi datami w moim życiu były dni premier nowych gier mmo, open bety itd.. Byłem dumny kiedy mogłem z radością wysłać raport o błędzie w grze będąc jednym z jej testerów (cbt), albo gdy mój dzielny protagonista wydropił zajebisty miecz który pluł ogniem i zamrażał jednocześnie. Lecz te wszystkie gry nie zmieniały mojego stosunku do kolegów, domowników, w przeciwieństwie do LoLa. 
Gdy grałem, byłem w swoim żywiole, czułem, że robię coś niesamowitego. Kiedy przegrywałem chciałem zabić wszystkich wokół, podobnie było gdy nie miałem internetu.
Ludzie! Każdy kto teraz gra i odmawia wyjścia na piwo, pójścia do klubu, lub wspólnej gry w piłkę częściej niż zakonnica różaniec jest ZJEBANY i nie warty uwagi. Nie jest mi Ciebie żal, tak do Ciebie mówię głupi, uzależniony grubasie jakim byłem rok temu. Tamtego Konrada już nie ma i jestem z tego dumny!

Może to nie jest ciekawy post, może jest najgorszy i najnudniejszy, ale był mi potrzebny.
Na koniec piosenka z przekazem




"Szacunek budzi nie to co przyjmujesz, a czego odmawiasz"

Wszystko możecie robić, ale żeby niczego w życiu nie stracić, nie należy z niczym przesadzać (chyba że są to żelki, żelki są zajebiste).


Baaaaaaaardzo ostrożnie licząc w League of Legends w ciągu tych niecałych 3 lat przegrałem 1976 godzin co daje prawie ponad 82 dni i wydałem około 500 zł. Pomyślcie o tym, kiedy wpadniecie w jakiś nałóg.


poniedziałek, 14 lipca 2014

Wolność! Czy aby na pewno?

WOLNOŚĆ
To słowo znaczy coś innego dla Polaka uwięzionego w meksykańskim więzieniu za próbę przemytu pewnej ilości białego jak wełna skandynawskiej owcy proszku, który teraz marzy o mydle w płynie aby zniwelować ryzyko schylania, a coś zupełnie innego dla Holendra palącego trawkę i włóczącego się po dzielnicy czerwonych latarni w okolicach północy.

Czym dla Ciebie jest wolność?

Możliwość podróżowania dokąd tylko będziesz chciał za zgodą swojego portfela?
Hmm.. a gdy nie dostaniesz wizy do USA, bo wyglądasz jak Talib powiązany z Al-Kaidą, którego cała rodzina zginęła 11 września 2001 roku w Nowym Jorku, i bynajmniej nie siedzieli wtedy w biurowcach, wtedy też powiesz, że jesteś wolny? (Tak, mówię m.in o TYM kuzynie)

Może jednak według Ciebie jesteśmy wolni, ponieważ możemy posiadać własne zdanie i publicznie się nim dzielić ze światem?
Jeśli ktoś MOŻE pozwać artystę (Nergala) za to, że wyraził własny pogląd na temat jakiejś religii, na swoim koncercie, na który ludzie przyszli dobrowolnie, ba, nawet za to zapłacili, to coś tu jest nie tak. Nie jest najgorzej... jeśli weźmiemy pod uwagę Koreę Północną z tym tłuściochem na czele, ale zdecydowanie nie jest tak, jak być powinno.

Okej, chyba już nie masz złudzeń, że nie jesteśmy do końca wolni w wyidealizowanym znaczeniu tego słowa, ale popatrzmy na resztę absurdów.

Dziś nie mogę nawet przejść na własną odpowiedzialność przez ulicę w dowolnym miejscu, tylko muszę szukać pasów, bo wesołe niebieskie miśki, które powinni mi służyć, w zamian za to z uśmiechem na mordzie wręczają mi mandat,  w tym aspekcie traktuje się mnie jak sarnę z amputowaną nogą, której buduje się specjalne przejścia, bo inaczej zginie rozjechana na pasztet.
Gdy jesteś kobietą, to bywa, że nie możesz decydować o swoim macierzyństwie, bo w potrzebie trafisz do lekarza, który powie, że aborcja jest wbrew jego sumieniu. Już niedługo własną 'deklarację wiary' zaczną podpisywać jehowi i umrzesz, zanim znajdziesz kogoś kto przetoczy Ci krew. Ponadto idąc ulicą, śpiąc lub oglądając telewizję zawsze jesteś obserwowany. Gdzieś tam, daleko za oceanem pewien afroamerykański (poprawność polityczna przede wszystkim) prezydent patrzy, jak bardzo się spociłem biegając, a strona porno sadzi drzewa, kiedy tylko obejrzę kolejną setkę ich "dokumentalnych" filmów. Kiedyś muszę odwiedzić ten swój las, mam nadzieję, że pokażą mi konkretnie które drzewa zasadziłem poniekąd własnymi rękoma (no dobra, głównie jedną). 


Z drugiej strony nasza wolność, to możliwość nie zdania 3 razy prawa jazdy, zmarnowania prawie trzech lat życia grając w grę, która doiła mnie z ciężko otrzymanych od rodziców pieniędzy i finally, wolność przejawia się tym, że możesz czytać tego bloga, lub (jeśli jesteś hardcorem), to i bloga mego tfu! przyjaciela Bartłomieja.

W każdym razie, mimo iż żyjemy w Polsce, która nie jest państwem seksu i biznesu, a bardziej nędzy i braku perspektyw, to wszystkim radzę, aby dbali o własną wolność i nie ograniczali jej innym.




Wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka.

                                                       ~ Alexis de Tocqueville










czwartek, 10 lipca 2014

KFC czy McDonald?

Witam! 
Mam nadzieję, że przełkniecie trochę poważniejszy temat i nie będzie dla Was problemem brak Pana Bohdana w roli gwiazdy bloga. 
Dziś chciałbym się z Wami podzielić problemem przed którym stoi każdy z nas w większym, lub mniejszym stopniu, problem ten określa się jako presja otoczenia. Opiszę ją na moim przykładzie.
Po przebrnięciu przez 14 długich, męczących i bardzo stresujących lat mej edukacji zwieńczonej zdaną (co nie jest jakimkolwiek osiągnięciem) maturą, stanąłem przed pytaniem co właściwie chcę w życiu robić i jak chcę do tego dojść?
I tu zaczyna się problem, o ile nie wiem, czy Wy potrafiliście sobie odpowiedzieć na to pytanie odpowiednio wcześnie, o tyle wiem, że mnie to pytanie zaskoczyło jak ‘poranny powstaniec’. Niby wiem, że nadejdzie, ale zawsze pozostaje ta nutka zaskoczenia, gdy już się pojawi.
W zasadzie od skończenia 3 klasy technikum zacząłem słyszeć pytania, na jakie studia chcę iść? Stacjonarne/zaoczne/na jaki konkretnie kierunek, a może nie chcę studiować i wolę przerwać swą edukację na poczet pierwszego poważniejszego wpisu w CV? A ja nie miałem pojęcia, chodziłem do technikum informatycznego, do którego poszedłem, ponieważ była to renomowana szkoła i widziałem oczyma wyobraźni te sale pełne komputerów, a w środku ja - uroczy uśmiechnięty grubasek radośnie pocinający we wszystkie możliwe gry, od czasu do czasu nękany zrobieniem jakiegoś projektu w Excelu. Rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemię bardzo szybko, dodatkowo w trzeciej klasie zrozumiałem, że owszem, mam umysł, lecz bardziej ściśnięty, aniżeli ścisły. 
Gdy na początku 4 klasy technikum przyznałem się, że chciałbym zdawać wos i polski jako przedmioty rozszerzone, w zasadzie reakcja klasy była jednomyślna:
FACEPALM
Gdy jeszcze dodałem, co można było wydedukować, że wybieram się na studia humanistyczne...  nagle zacząłem słyszeć głosy. Nie, akurat tym razem nie mówiły mi kogo mam zabić, za to starały się mi raczej wyperswadować idiotyczny według nich pomysł studiów 'dla nierobów'.
Wtedy kilkanaście razy usłyszałem dowcip:
- Czym się różni humanista od balkonu?
- Balkon jest w stanie utrzymać rodzinę.

Okej, nie poddałem się (co nie było łatwe) i teraz złożyłem papiery na wymarzoną psychologię. Możecie zapytać, że niepotrzebnie piszę ten post, skoro nadal mogę zostać bezdomnym żebrakiem z aspiracjami. Jednak życie jest za krótkie na robienie rzeczy, na które nie masz ochoty, a masz wybór. Pamiętajcie ZAWSZE jest druga opcja, cytując klasyka:
 Są rzeczy w życiu które warto i są rzeczy, które się opłaca. Nie zawsze to co warto się opłaca. Nie zawsze to co się opłaca warto. (..) Wiecie dlaczego? Bo spełnione marzenia nie maja ceny. *
To czy coś warto zależy od naszego serca, to czy się opłaca, od chłodnej kalkulacji w naszych mózgach. Może nie opłaca się studiować psychologii, ale wiem, że warto. 
IDŹCIE I CIESZCIE SIĘ ŻYCIEM, w końcu są wakacje? No przynajmniej dla niektórych, pozdrawiam :D


Bądź jak wszyscy, posmućmy się razem!

Witam!
Jaki masz dziś humor? Co u Ciebie?

STOP!

Jeśli znowu usłyszę, że Twoje życie jest do bani, nie ma sensu, a pies sąsiada szczeka jakby się zaraził wścieklizną macicy z przerzutami od sąsiadki z dołu, której ulubionym zajęciem jest tłuczenie w kaloryfer z prędkością Tupolewa, to wyrzucę Cię ze znajomych na fejsie.
Policzę do 10 i masz zacząć myśleć pozytywnie: 
1
.
2
.
3
.
4
.
5
.
6
.
7
.
8
.
9
.
10
                       

Puf! Nie działa? Okej, czytaj dalej.
Dlaczego to miasto jest takie nudne? Dlaczego tu się nic nie dzieje?
DLACZEGO? Miasto to ludzie, nowe miejsca powstają dzięki ich zaangażowaniu, pieniądzom i najważniejszemu WIERZE W SUKCES. Ludzie dzisiaj przez 90%* czasu chodzą wkurwieni na rzeczy, na które albo nie mają wpływu, albo już się wydarzyły i nie mogą nic z tym zrobić. Mają gdzieś badania o wpływie śmiechu na długość życia, bo przecież to też badania z dupy, ultrasceptycy…
* - to dokładne wyniki badań przeprowadzone na krokodylach wśród bagien Luiziany (na południu Kazachstanu)
W tym kraju, kiedy ktoś się cieszy z byle błahostki to albo ubierany jest w ładny biały kaftan, lub sprawdza się mu zawartość krwi w alkoholu na komendzie. Pesymizm, przecież to jest naturalna postawa, nikomu nie ufać, niczym się nie cieszyć, bo i tak kiedyś się zjebie. 
Pozytywne myślenie wydłuża przyrodzenie… i pomaga w życiu, oto kilka przykładów:
Optymiści:
- Bill Gates
- Ja
- Prezesem Bohdan**
Pesymiści:
- Tomasz Frejlał
Znane przykłady, nieprawdaż? Oh.. wait jaki Tomasz? WŁAŚNIE, nie ma go, bo umarł, a wśród optymistów wszyscy żyją (jeszcze).
** - jest to założyciel najgorszego klubu piłkarskiego w Polsce (LZS Chrząstawa
Bierz przykład z Pana Bohdana, raz na 2 sezony on też czuje smak zwycięstwa!Zamorduj sąsiada, ale bądź uśmiechnięty i ciesz się życiem!
.
A do dziewczyn ważne przesłanie:
JAK SIĘ UŚMIECHACIE, TO CZASEM NAJPIERW PATRZYMY W OCZY ZAMIAST NA CYCKI.



DZIĘKI, jeśli ktokolwiek oprócz mnie doszedł  dotrwał do końca.